Afrykańskie korzenie UFO
„Afrykańskie korzenie UFO” Anthony’ego Josepha to literatura wyjątkowa, szalona, jedyna w swoim rodzaju. To wybuchowa powieść hybryda, w której mieszają się czasy, przestrzenie i stylistyki — proza zmienia się w poezję, narracja nagle się urywa, a reguły języka są śmiało negowane. „Afrykańskie korzenie UFO” zaliczane są do afrofuturyzmu, trzeba jednak przyznać, że autorowi udało się ów nurt przedrzeźnić, wyśmiać. Zresztą, w tej powieści nie ma żadnych świętości. W ramach spotkania tłumaczka dzieła — Teresa Tyszowiecka — i jej band zaprezentują twórczość Josepha, łącząc tradycyjną interpretację tekstu z nieskrępowanymi muzycznymi odjazdami w sobie tylko znane rejony.
TERESA TYSZOWIECKA
Tłumaczka z języka angielskiego. Przełożyła m.in. „Hollywood” i „O piciu” Charlesa Bukowskiego, „Kur zapiał” Henry’ego Millera, „Tytańskich graczy” Philipa K. Dicka czy „Byłam Eileen” Ottessy Moshfegh. Związana z alternatywną sceną muzyczną. Autorka projektów 7 Mostów Głównych oraz MostArt, w ramach których odbyło się 20 koncertów site-specific w oparciu o mosty Warszawy. Autorka filmu „Akustyka Wisły”. Sunsetterka.
→ Czym jest dla Pani kosmos?
Jest dla mnie środowiskiem naturalnym.
Nie, nie jestem obywatelką kosmosu, jestem kosmosem; jak on, jestem pochodną wielkiego wybuchu, a od big-bangu, jak wiadomo już tylko dwa kroki do big-bandu, który jest statkiem-załogą, a ten przewozi kultowe cargo, jak Argonauci transferują złote runo do czesalni wełny.
→ Czy kosmos jest początkiem czy jednak końcem?
Nawet jeżeli jest końcem, to może sporo potrwać…
Początek mamy dawno za sobą. Kosmiczne jajo od pradziejów opalizuje owoidalną powłoką. Kosmos jest bańką zatopioną w oceanie niczego, anomalią, aktywuje się – rzadko i chimerycznie – i nagle jakiś fuksiarz pleśniejący w korku potencjalnych wszechświatów – spójnych, maksymalnie nasyconych sobą, zapatrzonych w swój galaktyczny pępek, i dlatego obojętnych na układy – zostaje skierowany do produkcji.
→ Czy jesteśmy sami w kosmosie?
A co, jeśli tak? Jeśli nie mamy żadnego widza, antagonisty, lustereczka? Żadnego wroga, żadnego rywala, nie mamy też kogo pokonać, ani przywitać. Zielona galaretka nie skoaguluje się na naszym progu z wizytą przyjaźni, propozycją handlową, żądaniami terytorialnymi, programem ewangelizacji, wezwaniem do pojedynku, zaproszeniem do berka…